trzydzieści tysięcy dukatów. Sprowadza z Paryża sztafetami suknie i cukry.
— Mówił ktoś pewny, jako ona i drugim nie refuzuje...
— To z poczciwości, żeby im w kompanii łacniej było podołać ekspensom. Biedna cnotka, pieniądz teraz trudny, a szambelan skąpy.
Zaręba aż się skręcał z bezsilnej wściekłości, ale spostrzegłszy, jako Jasiński zabawia się przekładaniem pierścienia z palca na palec, i to w pewien szczególny sposób, przystąpił do niego i szepnął:
— Jakiż piękny pierścień!
Jasiński podał go z uprzejmym uśmiechem.
Pierścień był złoty, formy zwanej rzymskiego rycerstwa; z napisem »Fidis Manibus«, datą 3-go Maja i z imieniem wpisanem we środku. Noszono go na pamiątkę konstytucyi.
Zaręba wyjął z kamizelki taki sam i podsunął mu pod oczy.
— Podobien tamtemu! — szepnął ze drżeniem, oczekując responsu.
— Jak Zdrowaś do Wierzę! — wionął ledwie dosłyszalny głos.
Wtedy Zaręba przysunął się jeszcze bliżej i zaszeptał:
— Pan z tobą...
I wymienił swoje nazwisko.
— Stań do mnie bokiem, przeglądaj pilnie publikę i jakbyś mnie nie znał. Znasz mnie, kadecie? Z której jesteś brygady?
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/53
Ta strona została przepisana.