Zaręba odwinął klapę, z pod której błysnął krzyż Virtuti Militari, i rzekł:
— Dostałem go pod Dubienką wraz z porucznikostwem.
— Nie świeć nim! — żachnął się gniewnie Jasiński. — Czy nie wiesz, jako generalność wzbroniła noszenia odznak, zdobytych w tej wojnie?
— Mniemałem, że takich sancitów nikt nie posłucha.
— Pewnie, gdyby imperatorowa nie nakazała siłą zrywać z każdego, który się z tem ośmieli pokazać. Wielu już srodze odpokutowało.
Zaręba z ciężkiem sercem krzyż odpiął i schował do kieszeni.
— Nie masz zwracać na siebie uwagi — dodał z naciskiem. — Tak, Haumanowi się udało, uda się może jeszcze paru, mającym protekcyę, ale pozostaną setki z rozpuszczonych brygad, którzy nie chcą służyć wrogowi, a Rzeczypospolitej nie mogą. Tych nam potrzeba przyciągnąć!
— Jestem pewny, że na głos Naczelnika stawią się wszyscy, którzy pozostali wierni ojczyźnie. Gorzej z gemeinami: tysiące się ich włóczy o żebranym chlebie.
— Jakież są względem nich zamierzenia?
— Mam zbierać, co się da, i wyprawiać do pułku Wodzickiego i za kordon cesarski a reszta rozkwateruje się po dworach i w Warszawie. Tutaj polecono mi zrobić punkt zborny, bo w takiem zbiegowisku snadniej ukrywać robotę i komunikować się z drugimi.
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Rok 1794 - Ostatni sejm Rzeczypospolitej.djvu/67
Ta strona została przepisana.