przemysł się podnosi, handel ma parę tysięcy nowych sklepów.
To jest porządna gospodarka miejska, tak się u nas w Warszawie robi, a tutaj miliony się marnują i na co?
Ja, Jan Gwalbert, pytam się na co?
Żeby na tych trawnikach psy się ganiały, a po alejach żeby sztubaki urządzały sobie schadzki z pensyonarkami?
Tak, planty są niepożyteczne i niemoralne, bardzo niemoralne!
Skończyłem.
Jeszcze słówko.
Raz jeszcze powiem, że za dużo hrabiów i żydów z pejsami!
Psiakość, nóżki baranie, co za wiele, to niezdrowo. Pytam się w teatrze o tego i owego, co mi wpadł w oczy: Hrabio, powiadają. Potrąciłem kogoś na ulicy. Bój się Boga, krzyczą mi w ucho — to ekscelencya! U Hawełki zmierzam do stołu, gdzie siedział jakiś jegomość; nie można, widzisz, to jenerał!... Idę do pustego stołu; nie można, zarezerwowany dla nadradcy.
Pasya mnie ogarnęła, psiakość, nóżki baranie, wściekła pasya, poszedłem do bufetu, żeby się ochłodzić.. Czekałem pół godziny na piwo, dlaczego? Bo panowie posłowie musieli wpierw wypić!... a potem kandydaci na posłów, a potem hrabiowie, znowu ekscelencye.
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z pamiętnika.djvu/103
Ta strona została uwierzytelniona.
— 99 —