Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z pamiętnika.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.
— 110 —

Być może, ale i moje ze śliwkami sprawdziły się!...
Boże! to już tak daleko od Warszawy, a ja jestem taka nieszczęśliwa...
Mam czerwone oczy i taka jestem mizerna! Muszę się trochę przypudrować! Ach, żeby to pan Henryk widział, jak ja jestem nieszczęśliwa! O, jemu tam dobrze, chodzi z kolegami na biby, albo i umizga się i... wcale nie jest nieszczęśliwy!...
Ach, jacy egoiści są ci mężczyźni, to coś okropnego!...

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Tak było pełno, że ledwieśmy miejsce znaleźli.
Także spotkanie! W tym samym przedziale jechał ten żyd, którego „Pa“ przed Wiedniem wyrzucił, bo buty zdjął...
Niegodziwiec! Tych wszystkich żydów, tobym kazała wsadzić już nie wiem gdzie!... Bo to wszystko przez niego!
Jechaliśmy, ale nie można było nic widzieć przez okno, deszcz padał, i mnie się spać chciało, i „Pa“ klął, że mu się jeść chce, a i „Stokrotki“ tak piszczały!
Naturalnie, bo i one nie jadły śniadania!... Ale tak pociąg leciał, że nigdzie nie można było wysiąść!...
Dopiero tutaj, na tej wstrętnej stacyi miał się zatrzymać dłużej... a „Pa“ mówi: wysiądę, przetrącę co i wam przyniosę.