ale za to łysy i jak chodzi, to mu się nogi składają w jedenastkę i czasem tak zabawnie wyskakują! A do tego ma fabrykę drutów! No, żeby chociaż szyn!
Potem toby mnie nazywali druciarką!
Nie chcę, niechaj sobie uszczęśliwia inną swojemi drutami i nóżkami!
Ale co kwiatów i cukierków miałam od niego!
Naprawdę, ale róże to sprowadzał z Nizzy. „Pa“ mówił, że każdy transport kosztuje kilkanaście rubli!
A na Boże Narodzenie, to mi przysłał brylanty!... jak włoskie orzechy takie ogromne, a jakie cudne! To coś okropnego — „Ma“ kazała mi je zaraz odesłać z powrotem...
Tak mi było żal... tak żal, że okropnie się zbeczałam, no bo „Ma“ nie pozwoliła mi się w nie ubrać nawet do teatru...
Przecieżby ich nie ubyło!
Przymierzyłam je tylko ukradkiem...
Szkoda że...
Ale ja i tak, chociaż mi nie daje brylantów, kocham pana Henryka!
Co prawda, to te jego bilety do teatru, kwiatki, nuty, książki, to mi się już porządnie sprzykrzyły.
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
11-go marca. Oho! Zdziś znowu płacze! Co ten chłopak wyprawia, to coś okropnego!
Pan Henryk bywa u nas na obiadach, w czwar-