Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z pamiętnika.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.
— 117 —

bo księżyc świeci... a tak mówi ogniście... pocałował mnie w rękę... aż mi się strasznie zrobiło, ale się obraziłam, bo to nie wypada tak zaraz... Chociaż podobno ci Węgrzy zawsze są tak gwałtowni...
Tak mnie przepraszał... powiedziałam, że później to mu może daruję... ale przecież ja się nie gniewam, tylko tak wypadało...

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Słyszałam, jak mu „Ma“ powiedziała, że jestem już narzeczoną, ale narzeczeństwo, to jeszcze nie ślub... Poczciwa ta „Ma“, a jaka mądra!...

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Napisałam na szybie tym zaręczynowym brylantem: Baronowa Pfaffy-Terek — to wspaniale wygląda!...

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

We wszystkich francuskich romansach każdy baron albo wicehrabia mają najmniej po pięćdziesiąt tysięcy franków rocznego dochodu!...

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Szkoda! Pan Henryk jest bardzo dobry i ja go ogromnie k....., ale on nigdy nie będzie baronem, ani nie będzie miał 50.000 franków dochodu!

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Ale Nacia i Ceśka i wszystkie znajome umarłyby z zazdrości...
Już zjeżdżamy z gór do Fiume!...
Tam, gdzieś w dole pobłyskuje morze, bo księ-