kimi baronami i gulaszami węgierskimi, jest wstrętna! tak, obrzydliwa! sto razy tak!!...
Całe prawie dwa dni nie pisałam, bo trochę czekałam... i po tem morzu byłam bez życia! Że nie umarłam, to pewnie tylko dla tego, że jedziemy do Rzymu!
I taka byłam chora, że to coś okropnego! już mnie nic nie obchodziło, nawet pan Henryk, a nawet i Włochy!
Pierwszego dnia nie mógł przyjść, był tak samo zmęczony...
Ale dzisiaj także nie był, nie wychodziłam, ubrałam się w czerwoną fularową, bo mi w niej bardzo dobrze, i nie przyszedł...
Ach, tej nocy nigdy nie zapomnę, nigdy!
Już tylko leżałyśmy z „Ma“ i płakałyśmy i czekałyśmy śmierci! a „Stokrotki“ tak piszczały! a morze tak huczało! a okręt tak się strasznie kołysał, że „Ma“ zleciała z łóżka, i ja zleciałam, i „Stokrotki“ zleciały!... i już nie wiem, ile razy, jeszcze do dzisiaj mam sińce.
„Pa“ także całą noc przeleżał w korytarzu i chorował.
Naprawdę, ale to już jest oburzające, tyle mi mówił w pociągu, tak mnie całował po rękach... i więcej się nie pokazał!...
Jeżeli myśli, że on mnie co obchodzi, to jest zarozumiały głupiec, jakbym nie była narzeczoną i nie miała pana Henryka, któremu on nie jest
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z pamiętnika.djvu/126
Ta strona została uwierzytelniona.
— 122 —