Założył się z jakimś lordem o sto tysięcy funtów i przeszedł pieszo przez Saharę... sam jeden... zasypywały go piaski... tydzień cały nie jadł... nie pił wody... ale zakład wygrał!... Dawał na to słowo honoru!...
Napisał operę p. t. „Symfonia oślicy“!...
Także tytuł...
Wynalazł ster do kierowania balonów, ale musi się z nim kryć jeszcze... zna się doskonale z królem angielskim, Vanderbiltowi mówi: ty, razem polowali na żyrafy, a papierośnicę, taką do cygar, to ma z samych złotych medalów, które podostawał za swoje obrazy na wystawach Pokazywał wszystkim... i „Pa“ mówił, że medale są naprawdę złote...
Potem rozbił się z okrętem na oceanie, żył pięć lat na odludnej wyspie i... zjadł swego towarzysza!.. Dawał słowo honoru i aż płakał, jak to opowiadał, z żalu pewnie!...
To dopiero jeść mu się chciało! Jezu, umarłabym prędzej!...
Pierwszy raz widzę takiego, co jadł człowieka...
„Pa“ w domu powiedział, że to wesoły chłop, ale blagier na gruby kamień!...
Nie, pocóżby miał blagować?...
Ale pan Henryk, to pewnie się jeszcze ani razu nie pojedynkował, o, on tak wszystkim ustępuje z drogi, taki grzeczny dla wszystkich...
A pan Matacz też opowiadał później, że go napadło dwóch drabów, ale uciekł szczęśliwie; a po-
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z pamiętnika.djvu/131
Ta strona została uwierzytelniona.
— 127 —