Wieczorem. Rozalia opowiedziała mi o tych lokatorach z pierwszego piętra, Bańkowskich! że wczoraj pani odprawiła bonę Niemkę dla tego, że nosi szlafroczki i fryzuje się tak samo, jak jej córka najstarsza.
Co? także pretensya! stolarze zbogaceni! a ciągle wyprawiają awantury to o piwnice, to o górę, to im się ciągle piece źle palą!
Jabym dwudziestu czterech godzin nie trzymała takich lokatorów.
Heblowa arystokracya, a ona to się ubiera u Hersego! Fasa obrzydliwa, a już o wiorstę czuć ich wióra! I to tak się stawia, że nam się już nie kłaniają, od czasu, jak się z „Ma“ pokłócili o „Stokrotki“.
Że ją ugryzł w nogę, czy gdzieś tam, to wielka obraza!
Naprawdę, ale nie warto zajmować się jakiemiś tam lokatorami.
Dostałam list od Józi, to moja koleżanka, która wyszła za mąż na prowincyę, winszuje mi zaręczyn.
Tak, prawda, ja jestem narzeczoną i mam narzeczonego.
Nie mogę czasem w to uwierzyć, a czasem to mi się zdaje, że to tak już było zawsze, zawsze.
Muszę napisać, jak się to stało.
Ale ja się małżeństwa nie boję, ocho, przy ślubie nie będę płakała.
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z pamiętnika.djvu/16
Ta strona została uwierzytelniona.
— 12 —