— Ale z góry wiedz i pamiętaj, że nawet najlepszy mąż jest jeszcze najgorszym!
„Pa“, który przyszedł później, jak to usłyszał, trzaskał drzwiami i wyniósł się do resursy.
I długo „Ma“ mówiła o świętości małżeństwa, o cnocie, o obowiązkach i t. p. dyrdymałki, które ja już dawno umiem na pamięć, bo i ciocia to samo umie mówić, przy każdej sposobności!
Już od tych mądrości uszy mnie bolą!
Ale com się „Ma“ naprosiła, żeby mi powiedziała, kto to chce się starać o mnie; nie powiedziała.
— Dowiesz się w niedzielę.
Naprawdę, ale umierałam z ciekawości, nie mogłam jeść nawet czekoladek i ciągle mi się chciało płakać.
A to był pan Henryk!
Myślałam, że to będzie ktoś zupełnie obcy!
O, bo ja pana Henryka znałam dawno, jeszcze z czasów pensyonarskich.
Teraz, kiedy jest już moim narzeczonym, to przecież mogę się przyznać!
Jeszcze na wiosnę przysłał mi cały pęk róż, ale „Ma“ się rozgniewała i kazała je odnieść do kościoła.
A poznałam go u Naci, bo to kolega jej brata. Prześlicznie tańczy, tylko włosy nosił za długie i tak się źle ubierał... i strasznie ciągle wymyślał na bogatą burżuazyę.
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z pamiętnika.djvu/18
Ta strona została uwierzytelniona.
— 14 —