biust, jak materace na sprężynach, wspaniała, frontowa dziewczyna... mówię ci, tak chudłem, że moja narzeczona bała się, czy suchot nie mam, Ha! ha! psiakość, nóżki baranie, ale trzeba było się rozstać i powiedzieć, że się żenię. Uważa pan kochany, to rzuciła na mnie stołkiem, co?
Smok nie kobieta, widuję ją czasem na ulicy... ale...
Nie słyszałam już więcej, bo zaraz wyszli...
To dopiero ten „Pa“, nigdybym nie przypuszczała... a wydaje się taki, że ja za niego robię meldunki...
Aha! teraz rozumiem dopiero, dlaczego „Ma“ odprawiła Joasię, a „Pa“ cały tydzień sypiał w swoim gabinecie.
Naprawdę, ale ci mężczyźni, to coś okropnego.
Już ja pana Henryka będę dobrze pilnowała, mnie nie oszuka, oho!
„Ma“ mnie woła.
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
15-go marca. „Ma“ i „Pa“ się gniewają o podróż naszą do Włoch.
Trzy dni nic nie pisałam, bo w domu takie kwasy, nie mówią ze sobą i Rozalia ściele „Pa“ w gabinecie.
Ale nam za to nikt nie przeszkadza; chociaż taka korzyść.