I aż na cztery stoliki grali w karty!
Zdziś dostał nowy garniturek; stróża „Ma“ ubrała w stary frak „Pa“, żeby drzwi otwierał, a lokaja wynajęła...
Naprawdę, miał taką minę, jakby gdzie u hrabiów służył.
A jaka kolacya!
Nawet ksiądz mówił do „Ma“, że nigdy podobnej nie jadł, a on przecież znać się musi na tem...
Była sarna, bażanty, ryby, lody, cukry, owoce i tak tego wszystkiego było dużo, tak „Ma“ poczciwa nic nie żałowała, że na każdą osobę wypadło po całym ananasie — naprawdę, po całym ananasie.
A przed kolacyą ksiądz Tolo nas pobłogosławił i rodzice też i ciotki i tak się spłakałam, bo... potem ciotka Hortensya dała mi te kolczyki brylantowe... pan radca Malinowski miał śliczną mowę, nic nie słyszałam... patrzyłam w lustro, jak się skrzyły kolczyki...
Panowie tak pili!...
A potem tańce...
„Pa“ tak się u..., że tylko chodził i śpiewał i chciał wszystkie panny całować, aż go „Ma“ zabrała... Spał u lokatorów na drugiem piętrze. A Zdziś, jak się dorwał do tortu, to zjadł pół piramidy z naszemi cyframi i tak się rozchorował,
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z pamiętnika.djvu/28
Ta strona została uwierzytelniona.
— 24 —