Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z pamiętnika.djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.
— 28 —

Jezus, aż mnie zamroczyło! Bo ja bardzo lubię czekoladę... ale raz dwie filiżanki, drugi raz dwie, tego już za wiele...
Ale musiałam pić, ciotka tak prosiła.
A tak mnie oglądała, że ciągle byłam w ponsach...
— Kto ci robi suknie!
Powiedziałam.
— Fuszerka i brak gustu, będziesz od dzisiaj ubierała się u mojej magazynierki!
Nie śmiałam się odezwać.
— Kto cię czesze?
— Ja sama, a czasem „Ma“ mi pomaga.
— Źle, zupełnie źle. Zdejm-no kapelusz!
Zdjęłam i aż mi się płakać chciało...
A ona zawołała służącej, zawołała też wychowanicę i do spółki mnie przeczesały, wyglądałam, że to coś okropnego, jak czupiradło!... a do tego tak mi się zrobiło niedobrze... że prawie uciekłam, ale ciotka Sylwia dała mi znowu cały pakiet czegoś...
— Weź na nowe gospodarstwo. Ubieraj się, gdzie ci mówię, czesz się inaczej i niech cię Bóg ma w swojej opiece.
A potem, to pocałowała pana Henryka, i ta wychowanica całowała pana Henryka, i służąca całowała pana Henryka, i już nie wiem kto...
Ledwiem przyjechała do domu...

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·