Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z pamiętnika.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.
— 29 —

Trochę mi przeszło.
„Ma“ powiada, że to te lekarstwa ich.
Dostałam trzy poduszki haftowane na kanwie, trzy patarafki pod lampę, trzy czapeczki włóczkowe na szkło od lampy i trzy abażury.
Żebym mogła, tobym w tej chwili wyrzuciła na śmietnik...
Wprost obrzydliwe!
Ale już ja nigdy do nich nie pójdę.
To rodzinka, co?
Nawet w teatrze takich śmiesznych nie widziałam.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

19-go marca. Od wczoraj piekło, „Ma“ nie daje spokoju... wciąż idzie szturm o Włochy...
Boże, na czem się to skończy! Muszę iść spać, późno.
Do widzenia kwitnące pomarańcze!
A jeśli nie pozwoli?...
Ale... dałaby mu „Ma“ nie pozwolić!...

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Warszawa 20-go marca.
Jedziemy do Włoch!
Naprawdę, jak kocham „Pa“ i „Ma“, jedziemy do Włoch.
Tak się tem cieszę, że wprost szaleję z radości...