Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z pamiętnika.djvu/42

Ta strona została uwierzytelniona.
— 38 —

Nie cierpię go za te miny i zaraz po ślubie stanowczo mu tego zabronię, stanowczo, a jeśli nie zechce posłuchać, to pójdziemy do rozwodu, będę nieszczęśliwą i umrę...
On zawsze musi się sprzeczać z „Ma“ i „Pa“.
I o co? o głupiego stróża, że mieszka w mokrej piwnicy!
Mój Boże, a iluż to biedaków byłoby szczęśliwych, żeby mogło mieć chociaż takie mieszkanie!
„Pa“ kiedyś powiedział o nim: Filantrop, altruista z cudzej kieszeni.
Ale ja jestem pewna, że jego nic nie obchodzą ci stróże, a tylko umyślnie tak mówi, żebym się pogniewała i żeby mnie mógł przepraszać... a ja strasznie lubię, jak mnie tak gorąco, tak mocno... przeprasza...
Tylko żeby już raz skończył tę medycynę i wziął się do praktyki... no i żeby się już nie kryć ze wszystkiem... bo ja zaraz mam takie głupie rumieńce... że... że... „Ma“ poznaje i krzyczy:
— Hala! ja ci dam całować się ze studentami!
No to czemu u nas nie bywa jaki hrabia, albo literat, przecież jabym wolała... nie, nie, napisałam niegodziwość, ale przy przepisywaniu na czysto wykreślę z pewnością, bo ja kocham pana Henryka ogromnie, strasznie, nadzwyczajnie go kocham...
Mój dzióbek słodki, mój piesek kochany, ma petite cochon droga...