„Pa“ powiedział, że na drugi rok już nie kupi biletu, bo szkoda pieniędzy i mamy już dosyć tych landszaftów, jakie Towarzystwo daje członkom, chyba, że będą dawali w porządnych ramach!
Pan Henryk zaprowadził nas do osobnej sali na „Szał“ Podkowińskiego. Ciągle o tem piszą w Kuryerach i cała Warszawa chodzi oglądać.
Tak się zmieszałam, tak mi było wstyd, że udawałam, iż patrzę na inny obraz, bo ona na tym obrazie jest zupełnie... no zupełnie bez ubrania... ale śliczna, tylko, że włosy to ma z pewnością farbowane.
Wyszliśmy zaraz, bo „Ma“ się oburzyła na pana Henryka, że na takie bezecne rzeczy nas zaprowadził.
„Pa“ się też rozgniewał i powiedział takie pater noster panu Henrykowi, że aż mi żal go było... że... Powiada „Pa“:
„Psiakość, nóżki baranie, gdzie tu jest sztuka? — Goła pannica na koniu — to ma być sztuka? — sztuka dla porządnych ludzi, dla rodzin polskich! nasza, polska sztuka? — Albo ja, Jan Gwalbert, ja mąż, ja ojciec, ja obywatel się nie rozumiem na sztuce, albo świat idzie na psy, albo na socyalisty. I ma tu być polska sztuka! malują gołe panny, jakieś nastroje, jakichś oberwańców, chłopów, żydów i inne tałałajstwo i ma tu kraj się podnieść! Mają nas za to szanować! Nie, musimy zginąć! I do tego każą nam płacić za oglądanie takich paskudztw,
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z pamiętnika.djvu/52
Ta strona została uwierzytelniona.
— 48 —