— Wszystko mi jedno. Nie pokażesz, dobrze, ale i ja, i matka będziemy się dopisywali!
— Ale nie w moim kajeciku!
— Właśnie, że w twoim, bo i radca Malinowski pisze razem z córkami.
— Ale „Pa“ nie zajrzy, nie będzie czytał tego, co napisałam. Da „Pa“ na to zaraz, przy panu Henryku, obywatelskie słowo honoru.
Dał uroczyste słowo honoru.
Wierzę, ale wolę karty zapisane pozlepiać brzegami, to jeszcze pewniejsze, bo strzeżonego Pan Bóg strzeże, jak mówi ciocia.
Ale „Pa“ nie chciał powiedzieć, skąd mu się wzięła taka chęć do pisania.
Wiem, że pisać nie lubi, bo przecież meldunki ja prowadzę za niego.
— Z czasem się dowiecie, a może dopiero dzieci wasze, albo dzieci dzieci, albo i tam dalej... — powiedział, pocałował mnie w czoło i zaraz kazał przynieść kajecik.
Zlepiłam brzegi, zaraz odniosę.
To już jutro w południe.
Jak mi serce bije.
Cicho „Stokrotki“, nie piszczcie, jutro już jedziemy, bo już jutro o tej godzinie będziemy daleko za górami.. za morzami... e, chyba tak daleko jeszcze nie.
Ale ten „Pa“, żeby myśleć, że ja mogę pisać takie dzieciństwa!
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z pamiętnika.djvu/61
Ta strona została uwierzytelniona.
— 57 —