Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z pamiętnika.djvu/83

Ta strona została uwierzytelniona.
— 79 —

dzie i zaraz cały dom będzie wiedział, że jesteśmy już za granicą — i, jak ja pamiętam o naszej służbie.
Wstaliśmy już po drugiej, kuzynek Jaś zaraz przyszedł, i z zaproszeniem od swojej matki, która jest cioteczno-stryjeczną siostrą „Pa“, na obiad, na jutro. Kuzynek Jaś przyjeżdża do nas często. Obiecał że jutro w teatrze pokaże mi Przybyszewskiego. Już o tej znajomości napisałam Ceśce.
Byliśmy na obiedzie u tego stawnego Hawełki. Boże! Jakaż to obrzydliwa nora! U nas, w Warszawie, toby policya zaraz zamknęła taki brudny zakład, a tutaj to wszyscy chodzą i jest sławny! A jak obrzydliwie jeść dają... bez serwet, na bibułkach, jak dla dorożkarzy. A takie podawali potrawy, że majonezu nie można było odróżnić w smaku od kurcząt! Wstrętna garkuchnia! A „Pa“ tak był zachwycony, że temu, co odbierał pieniądze, podał rękę... jak ci mężczyźni na niczem się nie znają i nie umieją się szanować, to coś okropnego! Aż „Ma“ musiała mu powiedzieć: „Janie!“
Muszę notować po kolei, żebym miała o czem pisać panu Henrykowi.
Wyszliśmy od Hawełki i chciałam, abyśmy pojechali w tutejsze Aleje Ujazdowskie, ale „Pa“ twierdził, że mu radca tego nie zanotował. A kuzynek Jaś powiada, że niema.
— A gdzież jeżdżą i chodzą na spacer?