Wróciliśmy za nim, ale już się gdzieś podział. „Ma“ koniecznie chciała go widzieć... ledwie jej „Pa“ wytłómaczył, że przecież jedziemy do Rzymu, to ich tam zobaczymy.
Byliśmy i na zamku. Ogromny, ale też odrapany i taki smutny, i tak tam czuć żołnierzami... że to coś okropnego...
Mają z niego robić mieszkanie dla cesarza, chciałabym go wtedy zobaczyć! Dopiero to muszą być wspaniałości!
„Pa“ miał łzy w oczach i tak klął, tak wymyślał, że bałam się, aby kto nie usłyszał, a „Ma“ ciągle nos wycierała!
Tylko nie rozumiem dla czego? — No, bo że to dawny zamek, i że teraz mieszkają żołnierze — to cóż nadzwyczajnego?...
A u nas też całe dwa lata mieszkał jeden jenerał...
Byłabym zapomniała. Prawie razem z nami chodzili jacyś państwo.
Naprawdę, ale od wyjazdu z Warszawy, to dopiero pierwszy kostyum wart oglądania! Ona śliczna, a jak ubrana! Jezus, aż mnie oczy rozbolały od patrzenia na nią. Cała na popielato: futro, kostyum, buciki, kapelusz, a jaki szyk, jakby prosto od Wortha!
Chciałabym się kiedy tak ubrać, mnie doskonale w popielatym...
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |