Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z ziemi chełmskiej.djvu/114

Ta strona została przepisana.

— Ale cóż im przyjdzie z takiej maskarady?
— Państwu nic, ale tym, co to robią, wszystko, bo ordery, awanse i nagrody. Zdaleka bowiem będzie robiło wrażenie, że coś robią naprawdę, czegoś bronią i coś tworzą. Przecież tu tylko chodzi o jakiekolwiek pozory do odznaczenia się i zasług.
— Więc pan przypuszcza, że Chełmszczyznę odłączą?
— Jestem tego najzupełniej pewien. Za wielu ludzi ma w tem swój własny interes. Trzeba zdobyć Chełmszczyznę i rzucić ją na pastwę zawsze głodnemu tłustych posad molochowi. A że zato zapłaci chłop ruski czy polski, że zapłaci upadek kultury całego kraju, że popłyną nowe morza łez i nowe krzywdy spadną na miljony, cóżto obchodzi tych wszystkich, dla których jedynym Bogiem jest „czyn“, a istotnem, rzeczywistem świętem każdy 20-ty miesiąca! Im zawsze będzie dobrze, ciepło i syto.


K O N I E C