— Jakże to może być? Przecież Chrystus urodził się 24 grudnia, to nie może się rodzić drugi raz w styczniu! Nie może! Nasz polski Chrystus urodził się 24 grudnia! Jakże... Tego człowiek nie zrozumie, choćby jeszcze żył sto lat!
— I gruntów nie będzie nam wolno kupować!
— Za własny grosz i nie będzie wolno! To już koniec świata!
— A powiadają, że, jak nas tylko odłączą, to wzbronią mówić po polsku, za każde słowo będzie rubla sztrafu. Nawet w kościele nie będzie wolno księdzu ani nikomu po polsku! Ani pieśni, ani nic!
— Jezus Marja! Jezus Marja! — zajęczała kobieta, wznosząc ręce do góry.
— Nikt na to nie przystanie, a i księża przecież się nie zgodzą...
— Księża też mogą nas odstąpić, jak odstąpili uniccy, nie pamiętacie?
— To nie pójdziemy do takich kościołów; do lasów wrócim, Bóg jest wszędzie.
— A i na takich księży znajdzie się kara! Naródby im tego nie przepuścił!
— A niech nas odstąpią, a niech nas wszyscy opuszczą, a niech nas pozabijają, jak te psy wściekłe, i niech się to już raz skończy! Przecież człowiek dłużej takiego życia nie wytrzyma! Nie wytrzyma, mój Jezus! Nie wytrzyma! — zawołał jakiś chłop, łzy polały mu się ciurkiem po wynędzniałej twarzy, płakał, jak dziecko.
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z ziemi chełmskiej.djvu/49
Ta strona została przepisana.