Strona:Władysław Stanisław Reymont - Z ziemi chełmskiej.djvu/50

Ta strona została przepisana.

— I za co to wszystko? Cośmy komu zawinili? Dlaczego! — biadali bezradnie.
— Dlatego, żeśmy Polacy i katolicy! — zawołał wójt.
Naraz siwy staruszek przyklęknął, wyciągnął ręce do obrazów i zaczął odmawiać głośno „Pod Twoją obronę”.
Cała izba powtarzała za nim głosami pełnemi łez, rozpaczy i błagania. A kiedy się porozchodzili, wójt powiedział:
— Wszyscy się boją odłączenia od Polski gorzej, niźli śmierci. W każdej wsi zobaczy pan to samo, w każdej chałupie i w każdym człowieku.
Bardzo długo nie mogłem zasnąć tej nocy.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .


III.

O świcie ruszyłem dalej.
Jakby w pobożnej pielgrzymce po takich stacjach polskiej Kalwarji, jak Łomazy, Piszczac, Biała, Horbów, Pratulin, Janów, i tylu innych miejscach, wsławionych cudami chłopskiej wiary i męczeństwa.
I tym krwawym, bolesnym szlakiem, nad którym jeszcze niedawno szalały burze i pioruny, droga ciągnęła mi się kręto i długo, gdyż często musiałem zbaczać do wiosek i folwarków, pogubionych wśród lasów, do chałup, dworów i ple-