Strona:Władysław Stanisław Reymont - Za frontem.djvu/106

Ta strona została przepisana.

Michałowa zapraszała na chleb żałobny, molestując każdego z osobna i usadzając wedle znaczenia i majątku. Pierwsze miejsce na ławie pod ścianą wziął Balcerek, dawny wójt i cioteczny nieboszczyka, przy nim za jadło łysy i pękaty organista, a reszta posobnie, jak komu wypadło. Kobiety zajęły awę po drugiej stronie stołu.
Zaczem, wedle starego obyczaju, organista wystąpił z przemówieniem żałobnem i tak do serca trafiającem, że chociaż mało co go kto zrozumiał, wszyscy się popłakali. Poczem, zmówiwszy wspólny pacierz na intencyę zmarłego, wzięli się do jadła i napitków.
Michałowa z Tereską posługiwały pilnie, bacząc, aby nikomu nic nie brakowało.
I tak sobie na przemian pobożne pieśni śpiewali, jedli a w kieliszki podzwaniali. Kolejki szły gęsto a cicho, jeno glosy były coraz tkliwsze, twarze czerwieniały i dusze, omotane udręką, biadoliły na człowieczą dolę. Jakże, taka wojna, tyle zniszczenia, wieś w ruinie, pola odłogiem, śmierć na każdym kroku, nieszczęście w każdej chałupie! Niejedna zapłakała rzewliwie na te straszne wypominki strat i krzywd, zaś ten i ów srożył się, pięścią bił w stół i wygrażał na wszystkich zbrojnych zbójów i złodziejów.
Naród się burzył, targał i szumiał, niby ten bór napastowany przez srogą nawałnicę, że po jakimś czasie już niepodobna było rozróżnić głosów, bo-