szą był żywą narodu, modlitwą jego, żywota nieśmiertelnym głosem.
Aż uderzyła przeznaczeń straszna godzina. Złe moce wojnę wydały.
Nieszczęścia ślepy cios się zwalił. Zadrżały serca od zgrozy. Wróg wdarł się w otwarte granice, mieczem pobił niewinne i ogniem się srożył.
Uderzył święty dzwon na trwogę. Królewski ptak zakrzyczał na bój.
Jak jeden stanęły wojów kohorty. Kurzawa krwi przysłoniła słońce. Szczęk mieczów zgłuszył pioruny. Huf serc żelaznych i ramion zwarł się dokoła góry samotnej. Dzwonu, swej duszy, bronili mocą rozpaczy. Plugawym siłom dawali krwawą odprawę. Z nawałą szatanów walczyli.
Z północy hordy płynęły rzekami, ze wschodu Tatar uderzał okrutny; z zachodu sąsiad nikczemny; z południa zwierzów zwścieklonych zastępy.
I niby fale spiętrzone runęły. I niby orkan piorunów uderzał. Czerwona, krwawa hostya słońca zagasła w odmęcie. Padły obrońce! Przemogły szatańskie moce. Sądny dzień nastał. Pociętych wojów krukom rzucono na żer. Zburzono grody wyniosłe i chramy, w pęta lud mnogi pobrano.
Święty dzwon zamilkł na wieki. wydarto mu serce, rozbito.
Nieszczęście siadło królować na smętarzyskach, trupom i mogiłom. O dolo człowiecza, dolo żałosna, dolo nieprzebłagana! Ni pieśń wyśpiewa okru-
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Za frontem.djvu/29
Ta strona została przepisana.