A w koło niego stały wszystkie bóle
Ludzkości całéj od dna aż do szczytu,
Każden był bolem jednego człowieka,
Co się poczyna w sercu, a w błękitu
Toniach się kończy i skargą narzeka —
Król tylko milczał, był nad świata króle!...
I u stóp jego starzec obłąkany
Siedział, co w boju utracił trzech synów,
Obok sierota, co oczu perłami
Płakała ojca, ległego wśród czynów;
A w dali wyła niewiasta straszliwa
Z zamordowaném dzieckiem — ledwie żywa...
W dumie głos konał kochanki zniemiałéj
Co wlekła ciało poległe wśród bitwy,
Daléj wieszcz dziki, o arfie zrdzewiałéj,
Zrąbanéj mieczem, o pomstę, modlitwy!...
I smętne koło wygnańców, co marli
Bez Polski!... co jad swych trucizn pożarli!
I stał tam młodzian co opłakał brata,
Syn ludu, ślepy, z rąk nieprzyjaciela,
Więzień, którego dziecinniła krata,
Co bywał gromem na ciemiężyciela!...
Daléj niewiasty czarne — i kapłani.
I tych szkielety — co żywcem grzebani!...
A chórem, który zjeżył włosy króla,
W wieńcu piorunów, wszystkie te boleści
Wyły swe skargi! razem! jak w śród ula
Piekieł, Furye, pszczołami strasznych wieści!
Król milczał długo — milczał, jak głaz twardy,
A miał na twarzy coś nakształt — pogardy —
Wreszcie się zerwał i w głos urraganu
Zagrzmiał: wołacie na mnie ludzkie blizny!
Wszystkie was noszę niemo!... temu wianu
Cześć!... lecz ja cierpię — boleścią — Ojczyzny!
Patrzcie! I rozdarł pierś ziemi trzęsieniem —
A skamieniały wszystkie — umilknieniem!