Z owoców ich poznacie ich
Choćbym miał smętne wszystkich liści głosy
Co z drzew pożółkłe opadły,
Któremi miota lada wiatr, jak losy
Co słabą duszę owładły,
Choćbym miał łzawe wszystkich dzwonów jęki
I wszystkich duchów łabędzie piosenki,
Nie wyspowiadałbym Ci tego żalu
Jakim mnie trupa szakale jedzące,
Albo robactwo przepełnia toczące...
Duch twój jak księżyc w obłoków opalu
Zbladł mi i w nowiu swego życia gaśnie
Chory, gdy żyć — żyć — żyć! — żyć mu trzeba właśnie!
O strzeż się ludzi co Ci serce dają
Lecz pod warunkiem, byś im oddał duszę
Oni ją zemną wyssą, zurągają,
A potém cisną w życia zawierzusze!...
Ach! obyś kiedyś w późnym życia wieku
Nie krzyknął żalem na stracone lata,
I sam nie przeklął ich, z sobą wśród świata,
I nie zapłakał, myśląc o człowieku!..
I będziesz smutny, sobą struty, blady,
Jak ekspijacya Adama,
Któremu ducha struli bez litości,
A gdy sam został wśród puszcz świata, zdrady,