Przebóg! dla kraju stracone zginęły
Bo go za środek — do ich celów wzięły!...
Jest rodzaj pychy, co niewie o sobie,
Albo że niewie, przed sobą udaje,
Ten, najstraszniejszy, jak upiór po globie
Truje niewidzian — i jako mór wstaje!..
Więc baczność! bo my Chrystusa rycerze
Stoim choć w pętach na wolności straży
I nagie piersi — to Polski puklerze
Niechaj się bluźnić tutaj — nikt nieważy
Nam Chrystus mistrzem! w ciemność nietoperze!
Nie od dziś znają żyć w Polsce Polacy,
Nie od dziś giną jako błędni ptacy,
I niedoktryner uczył nas miłować
Boga — a Polsce krwi swéj nie żałować...
Nie z ludzkich muzgów święte źródło płynie,
Co trysło na świat w zbawienia godzinie,
Bo ono z góry! idzie w ból narodu,
Co matką przyszłych światów jest porodu,
A nie od ludzi, po którychby słowach
W nicość jak liście duchy wędrowały,
A nie od ludzi, na którychby głowach
Gdyby wstał z grobu, żaden hetman biały
W gromiącéj grozy majestacie łzawy
Swéj pracnotliwéj nie strzaskał buławy!...
Którzy się stali znów świadectwem złego
Co omotali dzielne, prawe ramię,
Parodyą życia, i pisma świętego
Przedają jako koncept muzgu swego!...
Ich — własna złuda — złudzi tu — i złamie!
Bo już swe ziemskie marnéj pychy cele
W biały płaszcz kryją — lecz dni ich niewiele
Choć złego wiele po nich w życiu kłamie!
Im na przekleństwo zamatnie i sieci,
W które chcą łowić do swéj matki dzieci,
dliwą — a głównie tém, że kusi ludzi szlachetnych i stanowiska moralne w narodzie mających — przez nich potém działa trująco na ogół — a ich samych w końcu łamie i niweczy.