(H. Jabłoński „Nowy rok“)
Zdało mi się, że byłem na rozległem polu,
Podobnem do winnicy, pełnem lilii woni,
drudzy razem z swych barków przy drodze porzucali, zostawiając tak odziały!
Zważmy daléj, że Austrya nie dała mu się zorganizować, ostrzeżona rozruchami obozu, i zmusiła do przejścia na Wołyń w tym nieładzie, bez języka, żywności, któréj prócz w Porycku nigdzie niebyło, że żołnierz przez trzy dni tak ciągłemi nocnémi pochodami znużony, po dwóch utarczkach pod Poryckiem, z którego wyszli Moskale by szarpać na zewnątrz i rozdzielić siłę oddziałów, aż nadciągną większe siły, musiał raptem znowu przerzucić się (z piechotą) w Lubelskie, o kilka mil odległe, by w koło Porycka niezostać obsaczonym. — By dojść ku granicy trzeba było przejść półmilowy przesmyk Galicyi — tam już Austryacy czekający, przywitali oddział ogniem i część jego zachwycili — reszta pod ich strzałami pomykając, doleciała na terrytoryum zaboru Moskiewskiego, z zamiarem pójścia w Lubelskie. — Tu Moskale strzałami Austryi ostrzeżeni, otoczyli przyjścia granicy wojskiem i przywitali oddział szarżujący po trzykroć, — działami. — Czyż rzeczą partyzanta było tam na jedną walną bitwę bez szansy innéj jak ofiara, wieść znużone i zdemoralizowane już oddziały? — Od Austryaków za plecami otoczony oddział popadł w ich niewolę. — Oto, za co dowódzca stał się przedmiotem krzyków, a głównie pochodzących od takich, których noga w oddziale niepostała, albo którzy z daleka lornetując, krytykowali powstanie. — Przeszłość wojskowa dowódzcy K*, kule otrzymane w nieśmiertelnéj bitwie Grochowskiéj, i następna druga wyprawa z zaparciem siebie poprowadzona, wróżą, że oddana mu będzie z lichwą sprawiedliwość poczciwéj służby około dobra kraju, dla którego dom i rodzinę odszedł, by zebrać gorycze potwarzy — ale i rany na polu bitwy. Tylu innych dowódzców było przedmiotem podobnych krzyków — bo cóż łatwiejszego — jak sądzić — a jednak często, (u nas zwłaszcza), lepiej być sądzonym, niż sądzącym!