Strona:Władysław Tarnowski - Krople czary - cz. I i II.djvu/168

Ta strona została uwierzytelniona.
166

Co bywa przy pogoni!...
I na smętnej lice
Rzucił piorunujący promień bóstwa chwaty,
Że ziemia — niebo — piekło, wszystkie światy drżały!
A w środku po nad duchów zgromadzone ludy,
Co czekały na wyrok i szły po swe trudy,
Stał krzyż olbrzym, ramiona od morza do morza
Miał szerokie — od niego promieniała zorza,
A on ramion olbrzymich dwojga połowami
Jednych się błogosławić —
drugich zdał przeklinać,
W on dzień, kiedy się wieczność miała rozpoczynać
I złamać grom ostatni nad ludzi głowami;
I pierś ludzkości niema była w ciche dreszcze,
Jakby ją dłoń żelazna cisnęła w swe kleszcze,
I tam światy pogańskie i Chrystusa światy
Stały w ład chaotyczny w wiekowej gromadzie,
Obleczone w swych czynów narodowe szaty,
Harmonią życia strojne ku ducha biesiadzie...
Jak wielkie morze, potop tej dziejowej chwili,
Mozajką głów lśnił we mgłach, tych, co się zbudzili,
Sklepienie niebios skrzydła okryły aniołów,
Postacie męczenników, świętych i pokornych —
W dole szatanów tłum i tyranów potwornych —
I była wielka cisza — królowa żywiołów!
Cała ludzkość wstrzymując dech swej piersi bratni,
Czekała na swój wyrok — ostatni —
Ostatni!...
I jął Bóg Ojciec w dłonie miecz piorunujący
I rozciął nim glob ziemi — na dwie równe części,
Nawlókł je na łańcuchy ludzkości cierpiącej,
Potem wstał i w przestworzach wzniósł je we dwie pięści
I zawiesił na końcach dwojga ramion krzyża
Olbrzymiego, jak szale dwie sprawiedliwości,
Że ramiona się wagą stały w sfer cichości,
I poczęły się ważyć!
ta i ta się zniża...