Głos: baczność! wszędzie krzyki: do broni! do broni,
A postać młoda wodza już zakapturzona
Pędziła jak litewska „pogoń“ ożywiona.
Lecz tą razą zawrzała bitwa krwawa, dzika,
Z czernią starła się wiara — a boju muzyka
To krzyk: urra!... przy którym lance zafurczały,
Urra!... naprzód bagnety wszędzie zabłyszczały.
Urra!... jak jeden akord z wszystkich piersi wrzasnął,
I ryknęły ich działa, a kule jak pszczoły
Gwiżdżące całowały szczęścia pocałunkiem —
I krzykiem się ożywił bór, co we mgłach zasnął,
A w powietrzu tam śmierci wzlatały anioły...
I zabierały dusze lecące w żywioły!...
Jak piekło wniebowzięte walczy garstka nasza,
Któréj „ducha“ szarańcza — tylko się przestrasza
Ich zgraja jak robactwo, pierzcha i znów mrowiem
Łączy się —
i w pierś ducha — uderza ołowiem.
A nad walką spowitą
w dymy dział wlekące,
Wznosiło się — widziało ją — poranne słońce....[1]
Czy znasz ten kraj gdzie orły na kurhanach
Czekają słońca, czuwając w senności,
Kędy w mogiłach wstrząsają się kości
Przy gwiździe knutów, brzęczących kajdanach?
Kędy zazdroszczą ich grobów popiołom,
Kędy tak bosko boleści aniołom,
- ↑ Trzeci obraz jest kartonem do osobnego poematu: „Sąd ostateczny.“