Strona:Władysław Tarnowski - Przechadzki po Europie.djvu/22

Ta strona została skorygowana.

1655 r. broniącemu Krakowa, chłopięta znoszą kule szwedzkie. P. Eljasz bez wątpienia czyni wielkie postępy, życząc mu przedewszystkiem jeszcze więcej plastyki dziejowej, jaką wysiłkiem nadludzkim prawie zdobył Matejko — a głównie pozbycia pewnego szarego, w brudne wpadające kolorytu, tu może on ujść za kurzawę wojenną, ale tło brudnawe, jakiém obraz cały powleka, nie czyni miłego wrażenia. Z rodzajowych, jeszcze walka tygrysa z bawołem Verlata (85) przypomina werwę Rubensa, Schwertchakowa (99) obraz, podróżni ścigani przez stado wilków, przerażający obraz zimy bardzo trafnie oddany — trzy konie gnające galopem w rozpaczy o lepsze w zawody z wichrem zimowym, za lada chwilę ugrzęzną w zaspie śniegowej — kilku podróżnych w saniach broni się strzałami z samopału — cała zgraja wściekłych wilków, czująca swe zwycięstwo ściga ich zajadle — cała północna natura w swej grozie oddana — autor Moskalem, oddajemy tém bardziej sprawiedliwość. Obraz ten blednieje tylko wobec jednego — to jest wobec epilogu „Tułaczy“ Bolesławity — ale tam ofiary tak święte i zwycięskie świętością swoją, że pożerające je bestje, mogły by się uświęcić krwią, którą żłopią — i nawet... ale to nieco trudniej — śnieg i szron wsteczności który je przepada, rozpływa się w łzy anielskie, obmywające winy tej ziemi...

(Dokończenie nastąpi.)