Strona:Władysław Tarnowski - Przechadzki po Europie.djvu/44

Ta strona została skorygowana.

mgły pokryta, ta pełna ironji ofiara, której katusza na światło i rozkosz tylu umysłów się stała, a której tak spokojnie w oczy poglądał Plinjusz, zaprawdę nieśmiertelny; gwiazdy zatlone nad nieskończonościami mórz mrugają śród ciszy, a noc nadpływa z daleka i lecąc rozpuszcza włos kruczy, i płaszczem gwiazdolitym otula przestworza samej ziemi. Na jej tle podniósł się Wezuwiusz – oto perjod jego wybuchania! raz szczyty jego zieją w niebo łoną[1] piekielną, i przygasają ku śnieżnemu obliczu księżyca płynącego w ciszy niebieskiej, a raz miota strumieniem płomienistym, który w trzech kierunkach pędzi w dół kaskadą stopni kamiennych, błyszcząc falami w oddalach nocy, i świeci ponad cało morze – blaski i okropność cudownego zjawiska, oczyniają mnie tak, że drżę cały, trzymając się lin podrzucanego okrętu. Coraz ciemniej – coraz ognistsze trzy kaskady w dół pędzą po sobie – coraz ciemniej – wiatr zrywa się od Capri – zawijam się płaszczem szamotanym i dalej, wśród huku pian stoję wśród żeglugi, dopalając ostatnie wiedeńskie cygaro. Skala ognia coraz jaśniejsza, płomienistsza śród ciemności nocnych, niknie we mgłach roztopiona Partenope uśmiechnięta!

Kolebko ludzkości! gdzie te wieki młodociane, kiedy na łodziach łabędzio-skrzydłych, z śpiewem chóralnym płynęliście syny, natchnionej harmonijnej i bohaterskiej Hellady, roznosząc z osadami waszemi cywilizację i tradycję Bogów Olimpu, pieśń Homera, myśl Platona i kolumny Kalikratesa. Ku Partenopie żeglowały łodzie wasze, wiedzieliście w instynkcie waszym, czemuście te brzegi wybrali! wybór zaiste Greków godzien; śpiewają na łodziach w zachwycie i radości

  1. Przypis własny Wikiźródeł Łoną – łuną.