Strona:Władysław Tarnowski - Przechadzki po Europie.djvu/6

Ta strona została skorygowana.

doborem, wszystkie stowarzyszenia wiedeńskie, wokalne, zlazły się tą razą ku wspólnemu działaniu. Wieczorem w teatrze opery dany był Fidelio poprzedzony uwerturą (op. 115) wykonaną tak jak rzadko w życiu słyszeć się zdarzy, nie było tam tonów, ale jedna — polyfoniczna harmonia. był to najlepszy produkt orkestry tutejszej jaki słyszałem.
Poczém alegoryczny prolog przez p. Wolter wygłoszony, z sceną efektową mniej szczęśliwą, przy hymnie z „Ruin Ateńskich“ (op. 113 i 114). Wykonanie Fidelia odpowiadało wszystkim oczekiwaniom, pani Dustman z partii Leonory wywiązała się bohatersko, i jeżeli kiedy to w on dzień dowiodła, że wielką jest artystką. Jej partia w Don Juanie Donny Anny, o ile nam się zdaje z ról jej najświetniejsza, zbladła tą razą. Pan Wolter choć czuć było zmęczenie ładnie śpiewał, a p. Beck (pierwszy Florestan, drugi Pizarro) jak zwykle rolę swoją do potęgi podnieść umiał. Chór więźniów odznaczył się doborem i siłą, grupy jeńców były prześliczne.
W drugi dzień zapełniła program sama Missa Solemnis, ten utwór Beethovena, który nie ma podobnego sobie, jeśli jest drugi szczyt muzykalny tej wspaniałości i równie wysoki, to chyba jedna pasja S. Mateusza Bacha, — i jako taka mieć się może do mszy Beethovena jak kopuła Florencka Bruneleschego do kopuły rzymskiej Michała Anioła!... Te same sola wokalne co wyżej, z dodatkiem pana Rokitańskiego wspaniałego basisty, skrzypiec pana Grüna znakomitości w swoim rodzaju, organów Brucknera i Franka, równie jak massa wokalna, odpowiedziały swemu zadaniu pod dyrekcją pana Hellmesbergera — chóry działały potężnie, choć w pewnych chwilach znać było obawę i zmieszanie, ale cóż dziwnego wobec tych stromych trudności, na których