dzącego ku jego głębinom, a ponad nią Moreale dziko rzucone śród winnic, o białych domach i balkonach pełnych ciekawych główek. Nąjwiększe wśród tej drogi wrażenie to amfiteatralnie ku morzu rozłożona dolina — to słynna Concha d’oro[1] otaczająca Palermo, dla swej bujności tak zwana, wygląda na mały raj ziemski, prześcigający się w bujających gajach, sadach kwitnących, falistych łanach, winnicach, o zieloności malakitowej, nad któremi złoto-pomarańczowa łóna słoneczna. sypie się namiętnemi tły i blaski bajecznemi! bujność tej doliny, jej półkole pełne gracji i zaokrąglenia, dwojga nad morzem splecionym ramionym podobne; tyle tam darów Flory i Pomony tyle miłości macierzyńskiej Cerery i Izydy podającej pierś wezbraną ustom tysiąca dzieci, jak ona Caritas nieprzebranej miłości, tajemnic a miłosierdzia. Jednak wyznam, że mimo całego uroku doliny Concha d’oro marzyłem tęsknie o dolinie Kowieńskiej, i że wolę rzut oka z starej baszty Przemyskiej ruiny, dający na zupełnie podobnie zatoczoną dolinę Sanu wijącego się w pięć załomów srebrzystym wężem wśród wiklin słowiczych; może przeto, że te łzawe wody i krwawe brzegi pamiętają nieśmiertelne dzieje nasze, a fala zbóż majowych domaszna, westchnieniem łanów pszennych powiewa od pól Przemyśla do pól Sandomierza...! Jam wspominał pamiętne i w duszy pozostałe widoki z zamków Czorsztyna, Odrzykonia, Halicza, Kamieńca i Krzemieńca, Trembowli i Jazłowca, Wiśnicza, Melsztyna, Rożnowa i Wawelu! bom je wszystkie widział i zaklął, wspomnieniem mem pociągnąłem ku innym.
- ↑ Concha d’oro – złota muszla.