rezonuje krowa, gdy wlezie do pszenicy. Dyliżans ten piekielny, jest parodją hiszpańskiego, podobnie pędzi z góry a pod górę, a wlecze się płaszczyzną, tylko że ostatnie mają tuzin mułów i trzech pocztylionów popędzających wymienianiem ich nazwisk lub miotaniem kamieni z kozła, kiedy z skóry sycylijskich biednych szkap mogących śmierci Roetla służyć za wierzchowca, pocztylioni zdają się już nosić gotowe bóty.
Zawsze obecnym pozostanie mi obraz jaki ujrzałem obudziwszy się w powozie do świtu. Natura o zieloności bezbrzeżnej, spiętrzonej szaloną wegetacją pól i lasów, zorza różowa krwawiąca się blado nad morzem, otulonem tumanem mgieł srebrnych — wszędzie barwa natury majowa, uśmiechnięta, o kolorycie o jakim nie śniła cała szkoła Wenecka, a nawet mistrz Bonifacio! a na skale urastającej hardą opoką wśród bujności rażącej aż oczy, pnącemi się po niej palmami i pinnusami[1] włoskiemi, festonami wina, leży w ładnym nieładzie mieścina Girgenti, nadająca sobie ni ztąd ni z owąd ton jakiegoś starego metropolu, tak złocą się w szafirach nieba jej domy z granitu o kolorze korkowym wzniesione, z tegoż granitu co świątynie greckie w Paestum i całej Sycylji. —
Na szczęście miałem dobrych i miłych towarzyszy, pocieszających samotnego turystę i opiekujących się gościnnie, uprzejmych do przesady, że nie mogę tu przepomnieć imion waszych, zacni Enoch Ferrugia, Carlo Morso, Ferdinando la Marca, Grillo Antonino i gubernatora Girgenti, eutyzyasty muzycznego, któremu zawdzięczam dokładne zwiedzenie ruin. Dzień minął na spoczynku i zwiedzeniu miasta. Katedry
- ↑ Pinnusami – sosnami.