Strona:Władysław Tarnowski - Przechadzki po Europie.djvu/73

Ta strona została skorygowana.

rzucali tak celnie, że za każdém miotnięciem przedziurawiony stał liść łopuszysty kolczastego Goliata.
O świcie stał powóz z dobrémi końmi, ruszyliśmy od Girgenti prześliczną, szeroką drogą w dół kręto wiodącą — morze i lasy italskich sosen, błękity nieba rozwieszone nad niemi... z godzinę szła droga, cudownie wiła się śród aloesów, kaktusów (fiche d’India), willów i sadów migdałowych a oliwnych, i drzewach o strączkach rożkowych, chlebem święto-jańskim zwanych, rozłożystych i wspaniałych. Wśród drogi pojawiają się już w ziemi fundamenta ruin zniszczonych zupełnie. Wreszcie wyjechawszy na wzgórze, ujrzałem nad morzem wzniesioną świątynię Concordia – o dwudziestu kilku kolumnach rytmicznie pięknych, doryckich, po nad morzami uniesionych w lekkiej gazie srebrnego obłoczku, który zdawał się z sobą je unosić! Na przeciwległem wzgórzu świątynia Juno Lucina, jeszcze wspanialsza Jowisza Olimpijskiego (giove Olimpico) ostatnia, o czém niżej, najciekawsza. Wszystkie te świątynie czysto doryckiego stylu, zatém najlepszej epoki, zachowały pierwowzór Partenonu i należą do najwspanialszych zabytków greckiego budownictwa — Celle, belkowania, tryglif, metopy, runęły dawno, ale kolumny harmonią swoją świadczą o całości, którą łatwo odbudować. Przeważnie z żółtego ciosu, nieco bursztynowego w słońcu, a korkowej barwy w cieniu, cios ten czasem i słotą jak gąbka zdziurawiony, i to cała różnica między niemi a marmurowo-świeżym Partenonem. Jednak temu granitowi żółtemu mają te świątynie zawdzięczyć swe istnienie, bo nie łakomiły się nań wandale