W szalony upał porwało mnie na łódź indyjską cztérech dzikich, o brązowych ciałach muskularnych, szamoczących się rytmicznemi wiosły z morzem, tak że łódź strzałą przelatywała przestrzenie. Dowódca ich wołał ciągle: „Czwadzi! czwadzi!“ to jest: naprzód! i rad jestem, że to jest piérwsze słowo, jakiego po indyjsku się nauczyłem. Dwukołowy powozik powiózł mnie pędem, wśród namiotów palm i czarnych ludzi, tak iż na chwilę zdało mi się, żem zapadł na chorobę Tysiąca nocy i jednéj!
Stanąłem w hotelu Esplanade, olbrzymiém apokaliptyczném straszydle cztéropiętrowém. Gmach ten, cały z żelaza, mieści 2,000 osób, godny miasta Bombaju, którego ludność podobno już przechodzi 800,000. Taniość mnie tu zadziwiła: za 5 rupij (rupia indyjska = dwom frankom) dziennie mam piękny pokój na morze i trzy pożywienia na dzień tak obfite, że połowie rady dać niepodobna; w dodatku usługę, światło i co dzień zimną kąpiel, bez któréj tu żyć nie można.
Co dnia odbywam wycieczki; zabytków jednak staroindyjskich tu niewiele, angielskie zaś, nowe, mniéj niż nieciekawe. Rzeczą przepyszną jest ogród botaniczny, w którym z rozkoszą oka bujają rośliny wszelkich stref tropikalnych, z całym przepychem natury.
Wczoraj odbyłem łodzią jedną z wycieczek pamiętnych mi na całe życie — na wyspę Elefantę, któréj groty, kute ludzką ręką, są największym pomnikiem sztuki staroindyjskiéj, a natura, z drzewa i kwiatów, ptaków i motyli barw najrozkoszniejszych złożona, jest rajem ziemskim. Takiego śpiéwu ptaków nigdzie nie słyszałem. Oto listek z kwiatka na pamiątkę.
Groty Elefanty, na cały świat sławne, są dziełem wielkiego artystycznego znaczenia i godnie postawiłbym je w środku, między sfinksami Egiptu, a lwami Mycen w Grecyi, z pelazgijskiéj epoki... Wyrazem ducha jedne ni drugie im nie zrównają, a znam jedne i drugie. Mitologie indyjska, tak jak inne mitologie, dziwnie licują z naszą biblią tém, że mają swą trójcę, czyli
Strona:Władysław hr. Tarnowski Tygodnik Illustrowany, S3 t.6 nr 132.djvu/8
Ta strona została uwierzytelniona.