Strona:Włodzimierz Bzowski - Nie rzucim ziemi zkąd nasz ród.pdf/60

Ta strona została przepisana.

uczciwości. Znane są przykłady, że przemysłowcy w pewnym dziale wytworów zmawiają się ze sobą, albo bogatsi starają się poprostu wykupić niemal w całości wytwórczość jakiego przedmiotu—i tacy naturalnie biorą, ile chcą, a jak jeszcze pójdzie towar od fabrykanta do hurtownika, od dużego hurtownika do małego, a od tego do zwyczajnego sklepu—to wreszcie przyjdzie do spożywcy z taką ceną, że kto to wytrzyma, zwłaszcza mniej zamożni, których jest przecież najwięcej. Czy to się daleko potrzebujemy oglądać, żeby takie przykłady przytoczyć?
Te sprawy nie są nowiną dla świata — zdawna już one były powodem przeciwieństw między niezamożną ludnością różnych krajów (której ten wyzysk najbardziej naturalnie dolega), a fabrykantami, hurtownikami i pośrednikami. Naogół trudno sobie z nimi poradzić — mają oni siłę w pieniądzu, w łatwiejszej możności zmowy, i robią wiele rzeczy nie tak, jak to spożywcom byłoby potrzebne, ale jak to im dogadza. Nie przymierzając — tak, jak gdyby nos był stworzony dla tabakiery czyli spożywca dla wytwórcy.
Jakiż ma związek z tem wszystkiem nasz sklepik społeczny wiejski?
Oto jest on, ni mniej, ni więcej, tylko zaczątkiem poprawienia tych niezdrowych i dla większości ludzi szkodliwych stosunków, jakie wytworzone zostały między wytwórczością a spożyciem. Sile zmówionych wytwórców trzeba przeciwstawić siłę zorganizowanych spożywców. Niełatwa to sprawa zmówić się niemal wszystkim — przeciw nielicznym, ale że tą drogą zrobić można wiele, bardzo nawet dużo, — świadczą o tem