Strona:Włodzimierz Bzowski - Nie rzucim ziemi zkąd nasz ród.pdf/61

Ta strona została przepisana.

nie przypuszczenia, ale dotychczasowa działalność spożywców w niektórych zwłaszcza krajach.
Sklep społeczny usuwa drobnego detalicznego pośrednika, ma on już do czynienia z hurtownikiem. A możeby tak tego pominąć? Albo to fabrykant — ten czy ów — będzie chciał „gadać” z wiejskiem stowarzyszeniem, kiedy on miljonami obraca i tylko wielkie zamówienia przyjmuje!
Na to jest ta rada, że społeczne sklepy łączą się do wspólnych zakupów, zakładają własną hurtownię a wtedy nie pogardzi nimi największy przemysłowiec. Jest to więc jakby drugi stopień stowarzyszenia się: łączą się już nie ludzie pojedyńczy dla przeprowadzenia wspólnych wszystkim zadań, ale łączą się małe stowarzyszenia — w wielkie, z któremi już chcą „gadać”.
Hurtownia społeczna pomija wielkiego hurtownika prywatnego i udaje się po towary wprost do wytwórcy, — bierze je z pierwszej ręki.
Tu, zdawałoby się, koniec zabiegów. Fabrykant, zmówiony jeden z drugim, nie przestał być właścicielem wytworów, spożywcy, choć zjednoczeni w swych zapotrzebowaniach, nie przestali zgłaszać się po nie, więc tedy, przy największych społecznych hurtowniach, czy to wystarczające załatwienie sprawy?
I znowu nie przypuszczenia, nie marzenia, ale rzeczy już w niektórych krajach dokonane, świadczą, że zjednoczeni spożywcy mogą iść w swych zdobyczach jeszcze dalej.
Ten handel społeczny ma jedną wielką dogodność w porównaniu z prywatnym. Oto — ma z góry zapewniony zbyt — i to w wiadomych rozmiarach.