Strona:Włodzimierz Bzowski - Praca społeczno-gospodarcza wsi wielkopolskiej.pdf/23

Ta strona została skorygowana.

w wytwórczości gospodarstw wiejskich i dziedzinie handlu rolniczego — i dały stanowi rolniczemu siłę, o której dawniej, trwając w rozsypce, marzyć nawet nie mógł. Pozostało do przeprowadzenia ostatnie i naczelne zadanie: uporządkowanie handlu ziemią i organizacja obrony ziemi.
Należało wytworzyć takie stowarzyszenia, któreby służyły bezpośrednio tym zadaniom. Do pewnego czasu handel ziemią był w nieładzie, spekulanci i tu panowali nad pragnącym nabyć kawałek ziemi, a z drugiej strony powstało, z chwilą utworzenia Komisji kolonizacyjnej, poważne niebezpieczeństwo przechodzenia ziem polskich do rąk niemieckich. Niejeden mórg polskiej ziemi z rozmaitych powodów trafiał się przecież do sprzedania. Łasa ci była na nią Komisja, gotowa zawsze służyć dobrą za nią zapłatą. Niejeden z naszych na pokusę był wystawiony, bo cena obiecywała i ciężary wszystkie spłacić — i jeszcze z czemś, na stare lata, pozostać. Jeżeli był jaki niecnota narodowy, to zamykał resztę duszy polskiej na cztery spusty i oddawał, zdarzało się, rodzoną tym, co się na nią zaprzysięgli. Takiego w polskich gazetach na czarnej liście drukowano, sprzedawczykiem go mianując. Ale takie zupełne zaprzaństwo przytrafiało się zrzadka bardzo. Bywało i tak, że inny, szczery Polak, ale niedorajda jaki, co na roli paskudził, i w końcu nie mógł dać sobie rady, oglądał się za Polakiem nabywcą gorliwie i przewlekał ze sprzedażą, czując całą hańbę oddania ziemi w ręce Komisji. Taki zawsze chciał skorzystać z pomocy, którą jego sumieniu narodowemu okazać mogła polska robota społeczna. Pomoc taka była należycie obmyślana i przeprowadzona. Nie żadna łaska i nie żaden datek.