Strona:Włodzimierz Stebelski - Roman Zero.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.
XXXVII.

Czyż to jest miłość czuła, ossjaniczna
W której sonety kwitną w sercu za rdzą?
Nie to choroba jest realistyczna,
Jaką powietrzni kochankowie gardzą!
Właśnie dla tego, że nie eteryczna,
Właśnie dla tego, że tak ziemska bardzo,
Lata już wołam do niej w bolu: „Zgryź mię
W nieokiełzanej władzy sataniźmie!“

I patrz na płomień, jakim ona strzela!
Pragnąłem nieraz, by Janina padła,
By wśród łez, bolów, walk i szałów wiela
Gwiazda jej cnoty jak w otchłani zbladła,
I by w miłości dla mego mściciela
Taka ją boleść, jaka mnie, zajadła —
Abym mógł boleść, co mi życie toczy,
Rzucić szyderczo jej w błękitne oczy!...