Strona:Włodzimierz Stebelski - Roman Zero.djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.
XVII.

Poszli na ucztę „Porfiru“ prorocy.
Niech ta kompanja na mnie już nie liczy,
Przejrzałem bowiem wśród omamień nocy! —
A ten, co rozwiał ów obłok zwodniczy,
W poczuciu wielkiej swej nademną mocy
Wskazał na rzeźbę i pełen słodyczy
Spytał — a z twarzy mej rumieniec bije:
„Powiedz, rzeźbiarzu, czy ta Litość żyje?“

„Żyje!“ — krzyknąłem — „A jest to kobieta,
W piękności powab i majestat strojna!
Zdala od wrzawy, jak anachoreta
Dla miłosierdzia żyje bogobojna!
Wierna, jak kapłan — tkliwa, jak poeta,
Jak gwiazda czysta, jak błękit spokojna!
Czuje ją zawsze i widzę ją wszędzie:
Jest mi natchnieniem sztuki — jest i będzie!“