Pan doktor Kąkol żadnych niema zasad,
Bezzasadniczość jego jest zasadą.
Dziś, żąda wszelkich przywilejów kasat,
By biedną rzeszę olśnić tą brawadą,
A jutro pełza do feudalnych fasad,
By przywilejów strzedz prawniczą radą;
Każdy zaś człowiek zły jest albo głupi —
Adwokat Kąkol o zakład go kupi.
Pan doktor Kąkol — czego też on pragnie?
Czemu, gdy dzisiaj gładki grzbiet wygina,
Trudno przewidzieć, gdzie go jutro nagnie?
To poszukiwacz złota ryć zaczyna!
Wszystko mu jedno: w kościele, czy bagnie
Olśni mu oczy złotych kruszców mina,
On czuje zachwyt, jeden zachwyt szczery —
Adwokat Kąkol żyje dla karjery.
Pan doktor Kąkol niema namiętności:
Wszystko na zimno, byle nie nerwowo,
Byle pozornie prosto, jak najprościéj;
On gra bezczelnie, lecz nie hazardowo,
Jeżeli przegra, rzuca dalej kości —
Czyliż dziś inną drogą wyścigową
Karjerowiczów wielki zastęp goni?
Adwokat Kąkol taki, jak i oni!