O mój grabarzu! Gdy powtórzysz imię,
Ty nie uwierzysz, jaki byłem dumny,
Kiedy w nicestwa mego marnym dymie
Między wyniosłe szedłem wciąż kolumny,
I dziś, gdy gasnę już i duchem drzemię
Na czarnem wieku mej ubogiej trumny —
Z tej smutnej celi leci myśl skrzydlata
I błogosławi wszystkie Zera świata!
Ty może myślisz, że pragnąłem sławy?
Takiej, co w sobie wszystek blask zestrzela
I wśród gawiedzi wyścigowej wrzawy
I dzwonów bicia sobie tron wyściela?
Takiej, co sama grzmi u świata nawy,
A wszystko inne marnie zatopiela,
By zwyciężała, w żądzy swej szalona.
Albo ginęła z patosem Nerona?
Nie tego chciałem w poczuciu, żem mały.
Chciałem nie wiele zrobić, ale szczerze,
W cichego trudu modły i zapały
Pragnąłem wcisnąć całe życia Wierzę,
Skrzydeł genjuszu słuchać, co wspaniały
Nawet maluczkich wiedzie na przymierze —
Aby do pracy szli w poświęceń stali
I co kochają, gorąco kochali!