Ale jak gwiazda umiera mdlejąca,
Tak moja sztuka omdlała i zmarła...
I potargana wśród bolów tysiąca
Koronę sobie sama z skroni zdarła,
A wyobraźnia chora, ręka drżąca,
Rzeźbiły odtąd nikłe dzieła karła —
I nie zdołały nigdy już jak ongi
Potęgi myśli w martwe lać posągi.
Bowiem powiedział wonczas mistrz: „Kobieta
Zginie dla sztuki gdy jej chcesz dla życia,
Gdy ci nie starczy duchowa podnieta,
Gdy żądza przeżre wszystkie serca bicia!“
Patrz! pogrzebana leży sztuki meta,
A ta, co z żądzy nie schodzi spowicia,
Gorączkę we mnie samobójstwa wszczęła —
Bo mi dla sztuki i... życia zginęła!
Ależ bo piękną byłaś onej nocy
W tym pocałunku z ust siostrzanych zlanym!
Tylko że nie wiesz, że jak duch sierocy
Żyć pocałunkiem nie mogę siostrzanym!
Że błądzę lata nędzny i bez mocy
I szukam ciebie w szale rozigranym!
Że trza mi odtąd nie miłości cienia,
Ale żywego kobiecego tchnienia!