Strona:W. M. Thackeray - Pierścień i róża.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co wy tam pleciecie o jakimś płaszczyku i trzewiczku — zapytał drwal.
Na to Rózia opowiedziała mu, że, kiedy była malutkiem dzieckiem, znaleziono ją w strzępach tego płaszczyka, który okrywa jej ramiona i obutą w jeden aksamitny trzewiczek. Ale ludzie, którzy się nią zaopiekowali, teraz przestali ją lubić, choć Rózi się zdaje, że nic im złego nie wyrządziła. I wygnali ją w świat, a że jest sierotą, więc tuła się teraz, nie wiedząc, dokąd się udać. Ale czasem wydaje się Rózi — tylko nie wie, czy to kiedyś było naprawdę, czy też jej się tylko tak śniło — że dawniej, dawniej mieszkała w jakimś przepysznym pałacu, jeszcze piękniejszym od pałacu królewskiego w stolicy, a potem w jaskini ciemnej, w której stara lwica karmiła ją mlekiem swojem, a śliczne młode lewki bawiły się z nią, jak pieski. Tylko to musiało być bardzo, bardzo dawno, a może się to tylko Rózi śniło...

Drwal słuchał tej opowieści z oznakami takiego wzruszenia, że żona i dzieci patrzyły na niego zdumione. Nareszcie porwał się z ławy, rzucił się do skrzyni, stojącej w kącie, wyjął starą pończochę, a z niej talara z wizerunkiem nieboszczyka króla Kalafiore i w zdumieniu wielkiem krzyknął, że młoda panienka podobna jest do podobizny króla, jak jedna kropla wody do drugiej. Potem przyniósł ka-