nieszczęście przywieziono Różyczkę w nocy, bo gdyby który z dozorców ujrzał jej śliczną twarzyczkę, byłby napewno zakochał się w niej natychmiast, jak się rozkochał w niej stary puhacz, mieszkający na wieży sąsiedniej, i kot małżonki więziennego dozorcy.
Koty, jak wiecie, widzą w nocy, więc i ten kot, raz jeden rzuciwszy zielonem okiem na uwięzioną królewnę, za nic nie chciał powrócić do swojej pani, tylko miauczał nieustannie pod drzwiami Różyczki. Ropuchy całowały jej bose nóżki, węże owijały się pieszczotliwie dokoła jej rąk i szyi i nigdy, nigdy najmniejszej nie wyrządziły jej krzywdy. Bo też dziwnie czarującą była mała królewna.
Długo, długo trzymano ją w tem więzieniu, aż dnia pewnego klucz zgrzytnął w zamku, i na progu lochu ukazał się król Padella. Ale nie mogę wam teraz powiedzieć, o czem mówił z królewną, bo musimy znowu powrócić do królewicza Lulejki.
Strona:W. M. Thackeray - Pierścień i róża.djvu/119
Ta strona została uwierzytelniona.