Nieznajoma widocznie odgadła przyczynę jego smutku, bo odezwała się nagle: — Mój kochany Lul... Panie Incognito, jesteś jeszcze tak młody, że możesz zdobyć wszystko, czegoś nie umiał zdobyć do tej pory. A kto jak kto, to ty powinieneś umieć wiele, bo może nadejść dzień, w którym dom potrzebować będzie młodego rozumnego gospodarza...
— Do kroćset! — krzyknął Lulejka — czyżbyś waćpani wiedziała, kim jestem?
— Długo żyję już na świecie, moje dziecko, więc widziałam wielu ludzi i wiele wypadków — odpowiedziała nieznajoma. — U jednych bywałam na chrzcinach, inni drzwi przedemną zamknęli. Widziałam ludzi, których zbytek szczęścia znieprawił i spodlił, i innych, których dusze zahartowały się w bólu i cierpieniu, jak stal hartuje się w ogniu. Waćpanu radziłabym z serca, żebyś, zajechawszy do najbliższego miasta, w którym wóz pocztowy zatrzyma się tej nocy na popas, pozostał w niem i zabrał się tęgo do pracy. Chciałabym także, byś waćpan w życzliwej pamięci zachował starą przyjaciółkę, która nie zapomni przysługi, jaką jej oddałeś.
— Kto jest moją starą przyjaciółką? — zapytał.
— Jeżeli będziesz potrzebował czegokolwiek — mówiła dalej nieznajoma — zajrzyj do tej torebki, którą ci daję w upominku, i wspomnij wtedy życzliwie...
— Kogo?
— Czarną Wróżkę! — odrzekła uroczyście nieznajoma i z szumem wyleciała przez okienko dyliżansu. Lulejka zapytał wtedy woźnicę, czy nie wie, kim była pani, która z nim odbywała podróż, ale woźnica odpowiedział, że w omnibusie nie było żadnej pani, tylko staruszka z torebką, która wysiadła już
Strona:W. M. Thackeray - Pierścień i róża.djvu/124
Ta strona została uwierzytelniona.