gie lata z tęsknotą oczekiwany moment — mówiła dalej Gburya-Furya — który uczyni mnie najdroższą małżonką twoją, Lulejko! — ach! ach! podajcie mi flakonik, słabo mi od zbytku, radości i szczęścia!
— Co? waćpani chcesz zostać moją żoną? — krzyknął Lulejka.
— Jak to, waćpani chcesz poślubić mojego narzeczonego? — zawołała boleśnie biedna Różyczka.
— Oszalała baba! — wzruszył ramionami Lulejka, zwracając się do zebranych gości. Na wszystkich twarzach malowały się najsprzeczniejsze uczucia przestrachu, nienawiści, a nadewszystko zdumienia.
— Ciekawam bardzo, kto ma większe ode mnie prawo do króla? — zaskrzeczała groźnie Gbury-Furya. — Mości kanclerzu koronny! Wielebna Eminencjo arcybiskupia! Oto widzicie przed sobą ufne, kochające, niewinne niewieście serce, które, zwiedzione podstępnemi obietnicami, na wieki oddało się królowi. Czyż wasze wielmożnoście mogłyby dopuścić, by serce owo zostało zdradzone i porzucone? Oto jest dowód, że król Lulejka zobowiązał się poślubić oddaną mu Kunegundę Gryzeldę dwojga imion Gburyę-Furyę, dowód, podpisany przez króla własnoręcznie! Zobaczymy, czy sprawiedliwość istnieje jeszcze w Paflagonji i czy Jego Królewska Mość ma kroplę uczciwości w żyłach! Bierzcie i czytajcie, dostojni panowie, i orzeknijcie, czy nie mam prawa wołać, że król należy do mnie i tylko do mnie, do Gburyi-Furyi!
Tu ochmistrzyni szybkim ruchem podsunęła Jego Eminencji tę samą ćwiartkę pergaminu, którą Lulejka podpisał w dzień przybycia Bulby na dwór króla Walorozy, sądząc, iż podpisuje listę na jakąś kwestę dobroczynną. Przypominacie sobie zapewne, że Gburya-Furya miała w kieszeni czarodziejską
Strona:W. M. Thackeray - Pierścień i róża.djvu/172
Ta strona została uwierzytelniona.