zydent ministrów, burmistrz Blombodyngi i pierwsi paflagońscy panowie mieli być świadkami ślubu Lulejki.
Jak wiecie już, kapitan Zerwiłebski kazał przed kilku zaledwie dniami przemalować i odświeżyć pałac królewski. W żaden sposób nie dało się w nim odbyć ceremonji ślubnej i trzeba było udać się do zamku, w którym niegdyś mieszkał Walorozo z żoną swoją i małą Angeliką, zanim przywłaszczył sobie tron królewski.
Orszak weselny skierował się więc ku zamkowi. Panowie i panie wysiedli z karoc i powozów i w pozach pełnych szacunku stanęli w dwóch szeregach, tworząc przejście dla pary królewskiej.
Biedna Różyczka wysiadła również i stała teraz bledziutka, jak płatek jaśminu, jedną ręką opierając się na ramieniu Bulby, drugą o poręcz schodów. Biedactwo czekało na ukazanie się Lulejki, by ostatniem pożegnać go spojrzeniem.
Czarna Wróżka niezbadaną jak zwykle mocą wymknęła się przez okienko karocy i, przeleciawszy ponad wszystkimi, stała już u drzwi wchodowych w chwili, gdy Lulejka blady, jakby szedł na stracenie, zaczął wstępować na schody z uwieszoną u swego ramienia siwowłosą panną młodą, hrabiną Gburyą-Furyą. Lulejka spojrzał ponuro na stojącą przed nim Czarną Wróżkę; był do głębi na nią rozżalony i nie mógł darować jej, że jeszcze w tej chwili przyszła szydzić z jego niedoli.
— Precz z drogi! — zawołała Gburya-Furya, mierząc pogardliwem spojrzeniem Czarną Wróżkę. — Szczególniejsze zamiłowanie masz waćpani do wtykania swego nosa tam, gdzie nikt cię o to nie prosi.
— Czy trwasz w zamiarze poślubienia tego nieszczęśliwego młodzieńca? — zapytała Czarna Wróżka.
Strona:W. M. Thackeray - Pierścień i róża.djvu/179
Ta strona została uwierzytelniona.